wtorek, 30 marca 2010

Dobiegłam! Hura!!!


Pierwsze 13 km biegło mi się super. Nie miałam pojęcia w jaki czas mam celować, bo był to mój pierwszy taki bieg. Na początku trzymałam się tego, który prowadził grupę na 2:15, ale po dwóch km stwierdziłam, ze o wiele za wolno to dla mnie, wiec przyspieszyłam. Gdybym od początku biegła z prowadzącym na czas 2 godz, pewnie przebiegłabym ponizej 2 godz. Na 13 km zaczął mi się kryzys. Nadal nie miałam zadyszki, w zasadzie nic mnie nie bolało, ale czułam,że mięśnie ud i
łydek mam twarde jak kamienie. A najgorsza w tym wszystkim była trasa - baaaaaaaaardzo długa prosta po Czerniakowskiej. Patrzyłam przed siebie i daleko, daleko wciąż widziałam ludzi, którzy biegną. A tym samym miałam świadomość jak jeszcze długa droga przede mną. Biegłam bez przerwy - niektórzy zaczynali maszerować, inny przystawali zeby sie napić. Ja piłam w biegu (było bardzo gorąco), bo wiedziałam, ze jeśli się zatrzymam, to już nie ruszę. Mówiłam do siebie "to już blisko", "to już tylko kilka km", "pięć km dla Ciebie to pestka" itp. motywatory. A potem, kiedy już słyszałam odgłosy z mety było już lepiej. Nie miałam sił, ale przyspieszyłam. Bardzo pomogły mi słowa dziewczyny przebiegającej obok mnie. Powiedziała "Partio kobiet nie daj się" big_grin No i na ostatniej prostej dałam z siebie wszystko i wbiegłam na metę po 2 godzinach 2 minutach i 39 sekundach (od chwili przekroczenia linii startu) smile Było super!!!!!! Już nie mogę się doczekać kolejnego startu za rok, mój cel to mniej niż 2 godz.

Cała impreza była bardzo energetyczna, dużo dobrych emocji, dużo radości i uśmiechów. Warto biegać i sprawdzać się. Moje poczucie własnej wartości od niedzieli orbituje dosyć wysoko :)

Do zobaczenia na biegowych ścieżkach!

Mama Też Może

piątek, 26 marca 2010

Ostatnie treningi przed półmaratonem.

Licznik na stornie półmaratonu pokazuje, że został 1 dzień!!!!

Za mną ostatni, poranny bieg przed WIELKIM DNIEM :D Wiosna już na całego, biegałam dziś w koszulce z krótkim rękawem!

20 biegów, 20 godzin, ok. 200 km przebiegniętych za mną. Czy to wystarczy??? Musi :)

Już dziś zapraszam wszystkich do stoiska Partii Kobiet, które jutro i pojutrze stać będzie w Miasteczku Maratońskim na Krakowskim Przedmieściu!

Trzymajcie za mnie kciuki i do zobaczenia!

Mama Też Może

piątek, 19 marca 2010

Numer startowy: 7397.

Z ciekawości wpisałam swoje imię i nazwisko na stronie Półmaratonu i okazuje się, że już go mam! Mam swój numer startowy. No, to teraz klamka zapadła :D

Dziś biegło mi się bardzo fajnie, bo w końcu, nieśmiało, zapachniało wiosną :)

Zaglądam do swojego dzienniczka treningowego: za mną przebiegniętych 16 godzin. Przed półmaratonem zdążę pewnie przebiec jeszcze ze cztery... A potem - niech się dzieje co chce :)

Mam zamiar się dobrze bawić, dobrze pobiec i dobrze się czuć PO :)

Już dziś zapraszam wszystkich do stoiska Partii Kobiet mieszczącego się w Miasteczku Maratońskim. Będzie można kupić fajne koszulki i znaczki, pogadać o polityce ;) kobietach i miło spędzić czas! Do zobaczenia!

MamaTeżMoże

czwartek, 18 marca 2010

O tym, że (nie) lubię biegać zimą.


Nogdy nie lubiłam biegać zimą. I gdyby nie półmaraton, pewnie nadal bym nie biegała. Przez ostatnie dni po prostu musiałam się zmusić do tego, żeby założyć strój, buty i pobiegać. Bo kiedy z nieba sypie, w twarz wieje, a w oczy rzuca się wszechobecna brudna biel - to po prostu mi się odechciewa. Ale, ale!!! Jestem twarda, dałam radę i nie opuściłam ŻADNEGO z zaplanowanych biegów! :D Dałam radę. Oprócz ćwiczenia ciała, ćwiczyłam też na całego hart ducha :)

A dziś biegało się już wspaniale. Zauważyłam, że teraz mogę biec już szybciej, zupełnie się nie męczę i czuję się super!

Codziennie po biegu wypijam szklankę pysznego soku marchwiowego i tak zaczynam dzień - energetycznie, zdrowo i z poczuciem, że dbam o siebie :)

Licznik na stronie półmaratonu pokazuje, że zostało jeszcze 9 dni!!! Coraz częściej zastanawiam się JAK ja przebiegnę??? Opcji "nie przebiegnę" w ogóle nie biorę pod uwagę, ale im więcej biegam, tym większy mam apetyt na JAKIŚ wynik :)

Z radością zauważam, że na moich ścieżkach pojawia się coraz więcej biegających osób. Tłum to to nie jest ;) ale zawsze coś.

Do zobaczenia

Mama Też Może

czwartek, 11 marca 2010

lekko nie jest

Witam, jak napisałam w tytule to łatwo nie jest. Udaje mi się przebiec to magiczne 10 km.
najgorsze są pierwsze 2-3 km. a potem już jakoś idzie.
Ja biegam ulicami osiedla domów jednorodzinnych, niedawno się tu sprowadziłam poza mną i moim mężem nie widziałam żeby ktoś w najbliższej okolicy chciał zawracać sobie tym głowę lub własne nogi. Ludzie przyglądają mi się ciekawie, nierzadko ze zdziwieniem ale radzę sobie pozdrawiając Wszystkich napotkanych i uśmiechając się najszerzej i najszczerzej jak tylko można. Myślę że Ludzie a także psy zaczynają przyzwyczajać się do fanatyczki która prawie codziennie biega pod ich domami.
Muszę sie Wam pochwalić, że mam kibiców przeważnie są to Panowie którzy dodają mi otuchy miłym słowem i uśmiechem. Ale zdarza się także, że i podążająca gdzieś przed siebie Kobieta - uśmiechnie się do mnie ze zrozumieniem. Co by nie pisać jest to nowe przeżycie które dostarcza mi wiele energii, rozjaśnia umysł, poprawia figurę i pozwala spojrzeć na wiele spraw z większym optymizmem.

piątek, 5 marca 2010

Tydzień drugi, czyli: plan musi być elastyczny.

Wszystkie moje biegowe plany posypały się jak tylko okazało się, że moja córeczka jest przeziębiona, nie może chodzić do przedszkola, więc ja muszę zostać z nią w domu. Ale jak mówi pewien mój znajomy, najważniejsze, żeby plan był elastyczny :) Udaje mi się pobiegać godzinę w środę (3III) po południu, kiedy po pracy do domu wraca ojciec chorego dziecięcia. Po dwóch dniach siedzenia non-stop w domu ledwie żyję, więc z radością wkładam strój do biegania i uciekam z domu. Nareszcie mogę pobyć sama :))) Bałam się, że nic nie wyjdzie z tego biegania, bo w ciągu dnia kilkakrotnie z nieba leciał gęsty śnieg, zamieć na całego :) Ale miałam szczęście - akurat na moje bieganie, uspokoiło się :) Wszędzie dookoła ludzie wracający z pracy, a ja uśmiechnięta od ucha do ucha BIEGNĘ :) Jest dosyć ciepło, biegnę trochę szybciej niż zwykle, czuję się wspaniale. Czuję, jak moje ciało się rozluźnia, nogi same mnie niosą. Kiedy wracam do domu jest już ciemno, ale energia mnie rozsadza. Cały dzień byłam poddenerwowana, ospała i zupełnie nie do życia... A po biegu znów mam siłę i ochotę na zabawę z córeczką. Wskakuję pod prysznic, a potem jestem już cała dla niej. Nowa Mama :)

Następnego dnia (4III) wstaję tuż po 6 (bo muszę zdążyć z bieganiem, zanim mąż wyjdzie do pracy). O 6.20 jestem już na dole, gotowa do biegu. Wszędzie szron, w nocy był mróz, na chodnikach ślisko, ciągle muszę uważać, żeby się nie przewrócić. Przez pierwsze kilka minut czuję zimno, ale zaraz się rozgrzewam. Wokół mnie postacie w ciepłych czapkach i owinięte szalami, kulące się na przystankach. Ja biegnę i jest mi coraz cieplej. Odkąd zaczęłam biegać, w końcu nie marznę!!! Co dla mnie, wiecznego zmarźlucha jest jakąś nowością, oczywiście na plus. Biegnę, ale nie do końca mogę się dobudzić. Tak, jak w środę biegłam jak na skrzydłach, tak podczas tego treningu ciągle czuję, że gubię rytm, że nie mogę wejść w swoje tempo. Męczę się i muszę co jakiś czas sobie przypominać, że już niedaleko :( Dobiegam, wskakuję pod prysznic, jakoś ten dzisiejszy bieg nie był najlepszy... Ale z drugiej strony - bieg to bieg, liczy się każdy :)

Dziś (4III) budzę się rano, patrzę przez okno na zasypany śniegiem trawnik przed blokiem, na termometr (-5'C). Rezygnuję z porannego biegania. Może jutro rano się uda. (Kiedy piszę te słowa jest prawie 16. Już wiem, że jutro rano muszę pobiegać, moje ciało się tego po prostu domaga :) Tak więc, do zobaczenia na trasie ;)

MamaTeżMoże


czwartek, 4 marca 2010

Tydzień pierwszy. 23.,24.,25. i 26. lutego.

Mama, która chce biegać, a nie ma do pomocy sztabu babć, niań, opiekunek i innych "wpomagaczy", musi być jak najlepszy palmtop - doskonale zorganizowana. Po przeanalizowaniu mojego tygodnia pracy, doszłam do wniosku, że jedyny czas na bieganie mam pomiędzty odprowadzaniem córki do przedszkola, a pracą. Wygląda to tak: wychodzimy z domu ok. 7.40, biegniemy do przedszkola (ona siedzi w Baby Joggerze, ja jestem jego siłą napędową). Na miejscu jesteśmy po dziesięciu minutach, zostawiam córkę i wózek i zaczynam swój poranny bieg.

Jest cudnie :) Codziennie biegnę tą samą trasą, oglądam mijane domy, patrzę jak blisko jest już wiosna (coraz bliżej) i rozmyślam. Te cztery poranki w tygodniu (wt-pt) to jedyny czas, który jestem w stanie "wykroić" na bieganie. Pamiętam, że kiedy biegałam kilka lat temu, po treningu energia po prostu mnie rozsadzała, a teraz - po prostu chce mi się spać. Może to kwestia przyzwyczajenia organizmu?

Biega mi się bardzo dobrze, nic mnie nie boli, nie mam zadyszki. Staram się biegać na razie rekreacyjnie, bez większej szybkości. Bieganie dla biegania - medytacja w ruchu :) Biegnę i obmyślam różne strategie marketingowe, do głowy przychodzą mi ciekawe pomysły, chyba zacznę reklamować bieganie jako sposób na zanik kreatywności :)

Czasem spotykam jakiegoś biegacza, ale pewnie więcej jest ich w Łazienkach czy Kabatach, niż tu gdzie biegam.

Po biegu wskakuję do domu, biorę prysznic, jem śniadanie i do pracy. Udało się :)))

Pierwszy tydzień uważam za bardzo udany. I nawet w mżawce biega się świetnie :)

Do zobaczenia!
MamaTeżMoże

piątek, 26 lutego 2010

Bieg pierwszy. 20.02.2010.

Dopiero tydzień temu (licząc od dziś) udało mi się pobiec pierwszy raz. Wcześniej, przez trzy tygodnie, próbowałam zmierzyć się z okropnym przeziębieniem. W końcu wygrałam :)

W sobotę rano, dwudziestego dnia lutego, wdrapuję się na krzesło, żeby z najwyższej półki w szafie zdjąć moje cudowne, profesjonalne buty do biegania. Trochę tam poleżały, ale nadal się w świetnym stanie (prawie ich nie używałam). Wszędzie mówię, że bieganie jest najbardziej demokratycznym sportem na świecie - wystarczy założyć "trampki" i coś wygodnego i... po prostu wyjść pobiegać :) Jeśli te "trampki" są odpowiednio dobrane do rozmiaru i kształtu naszej stopy, a także nawierzchni, bo której mamy zamiar biegać, to tym lepiej i przyjemniej :) Uwielbiam moje buty do biegania - cała jestem zlana potem, a stopa jest SUCHA! To samo odnosi się do stroju - fajnie mieć specjalną koszulkę i spodnie z "oddychającego" materiału.

No więc jest sobotni poranek, wychodzę pobiegać. Pewnie większość trenerów by mnie zakrzyczała, ale od razu narzucam sobie postanowienie - będę biegać po godzinie, za jednym razem pokonując dystans ok. 10 kilometrów. Myślę, że inaczej trudno mi będzie w tak krótkim czasie przygotować się do półmaratonu. Biegnę, jest mglisto i wilgotno. Na ulicach prawie nie ma przechodniów w pewnym momencie mijam się z jakim innym porannym biegaczem, machamy sobie, jak miło :) Biegnę spokojnie, niespiesznie, dawno nie miałam TYLE czasu tylko dla siebie i swoich myśli. Czuję, że się wyciszam i znajduję odpowiedni rytm. Zawracam przy Wilanowie i wracam do domu przez willową Sadybę - wszędzie kałuże, trochę trudno jest tędy biec. Czuję, że napinają mi się mięśnie nóg, ale poza tym nic mnie nie boli, nie mam zadyszki. Jest lepiej niż myślałam, że będzie! Pierwszy godzinny bieg za mną, jeszcze chwila na rozciąganie i do domu, pod prysznic! DAŁAM RADĘ :)

Pozdrawiam
MamaTeżMoże

czwartek, 25 lutego 2010

Po 40-tce też można i powinno się

Witam Was Dziewczyny !
Jak usłyszałam o półmaratonie to nie zastanawiałam się zbyt długo, żeby dojść do wniosku, że warto bo...
tych bo - jest naprawdę dużo: bo pomagamy w walce z rakiem, bo jesteśmy zdrowsze, bo już zrzuciłam 6 kg., bo chcę sobie udowodnić że dam radę i mogłabym tak wymieniać jeszcze długo.
Póki co to przebiegam dopiero 5km. ale choroba uniemożliwiła mi trenowanie przez 2 tygodnie, biorę sie więc do pracy żeby zwiększać dystans.
Zachęcam Was wszystkie do biegania bo.... :):)
Iwona

Mama Też Może!

Pierwsze koty za płoty, pierwsze przebiegnięte przed półmaratonem kilometry już za mną! Ale od początku...

Mam prawie 28 lat i moje życie dzielę na "przed" i "po". Dwa lata, trzy miesiące i trzynaście dni temu urodziłam córkę i cały mój świat stanął na głowie :) "Przed" było tak: praca na pełnych obrotach, a po pracy SPORT. Bieganie, zajęcia fitness, siłownia, basen, capoeira, rolki i wszystko na co tylko przyszła mi ochota - bez sportu nie mogłam żyć. A "po" - ciągłe niewyspanie, mały ssak bezkompromisowo podchodzący do konsumpcji ;), brak wolnego czasu na cokolwiek. Jedynym moim "sportem" po narodzinach córeczki były wielogodzinne, wielokilometrowe spacery z wózkiem (mała wcale nie chciała spać w domu). Czasem sobie myślę, że najprawdopodobniej okrążyłam z nią ziemię ;) Niedawno moja córeczka poszła do przedszkola, a ja wciąż nie mogłam wrócić do tego "przed".

Gdyby nie akcja KOBIETA 2010 pewnie jeszcze długo szukałabym motywacji do biegania. A tak, łącząc przyjemne z pożytecznym (o jednym i drugim za chwilę), mam CEL. Nie tylko stanąć na starcie, ale i dotrzeć na metę Półmaratonu Warszawskiego 2010 :) Przyjemne - mam zamiar zrzucić kilka kilogramów i udowodnić sobie i innym, że MAMA TEŻ MOŻE!!! Pożyteczne - każda kobieta biorąca udział w półmaratonie przyczyni się do finansowego wsparcia fundacji Kwiat Kobiecości, zajmującego się profilaktyką raka szyjki macicy.

Jutro - relacja z pierwszych biegów.

Do zobaczenia
Mama Też Może