piątek, 5 marca 2010

Tydzień drugi, czyli: plan musi być elastyczny.

Wszystkie moje biegowe plany posypały się jak tylko okazało się, że moja córeczka jest przeziębiona, nie może chodzić do przedszkola, więc ja muszę zostać z nią w domu. Ale jak mówi pewien mój znajomy, najważniejsze, żeby plan był elastyczny :) Udaje mi się pobiegać godzinę w środę (3III) po południu, kiedy po pracy do domu wraca ojciec chorego dziecięcia. Po dwóch dniach siedzenia non-stop w domu ledwie żyję, więc z radością wkładam strój do biegania i uciekam z domu. Nareszcie mogę pobyć sama :))) Bałam się, że nic nie wyjdzie z tego biegania, bo w ciągu dnia kilkakrotnie z nieba leciał gęsty śnieg, zamieć na całego :) Ale miałam szczęście - akurat na moje bieganie, uspokoiło się :) Wszędzie dookoła ludzie wracający z pracy, a ja uśmiechnięta od ucha do ucha BIEGNĘ :) Jest dosyć ciepło, biegnę trochę szybciej niż zwykle, czuję się wspaniale. Czuję, jak moje ciało się rozluźnia, nogi same mnie niosą. Kiedy wracam do domu jest już ciemno, ale energia mnie rozsadza. Cały dzień byłam poddenerwowana, ospała i zupełnie nie do życia... A po biegu znów mam siłę i ochotę na zabawę z córeczką. Wskakuję pod prysznic, a potem jestem już cała dla niej. Nowa Mama :)

Następnego dnia (4III) wstaję tuż po 6 (bo muszę zdążyć z bieganiem, zanim mąż wyjdzie do pracy). O 6.20 jestem już na dole, gotowa do biegu. Wszędzie szron, w nocy był mróz, na chodnikach ślisko, ciągle muszę uważać, żeby się nie przewrócić. Przez pierwsze kilka minut czuję zimno, ale zaraz się rozgrzewam. Wokół mnie postacie w ciepłych czapkach i owinięte szalami, kulące się na przystankach. Ja biegnę i jest mi coraz cieplej. Odkąd zaczęłam biegać, w końcu nie marznę!!! Co dla mnie, wiecznego zmarźlucha jest jakąś nowością, oczywiście na plus. Biegnę, ale nie do końca mogę się dobudzić. Tak, jak w środę biegłam jak na skrzydłach, tak podczas tego treningu ciągle czuję, że gubię rytm, że nie mogę wejść w swoje tempo. Męczę się i muszę co jakiś czas sobie przypominać, że już niedaleko :( Dobiegam, wskakuję pod prysznic, jakoś ten dzisiejszy bieg nie był najlepszy... Ale z drugiej strony - bieg to bieg, liczy się każdy :)

Dziś (4III) budzę się rano, patrzę przez okno na zasypany śniegiem trawnik przed blokiem, na termometr (-5'C). Rezygnuję z porannego biegania. Może jutro rano się uda. (Kiedy piszę te słowa jest prawie 16. Już wiem, że jutro rano muszę pobiegać, moje ciało się tego po prostu domaga :) Tak więc, do zobaczenia na trasie ;)

MamaTeżMoże


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz