piątek, 26 lutego 2010

Bieg pierwszy. 20.02.2010.

Dopiero tydzień temu (licząc od dziś) udało mi się pobiec pierwszy raz. Wcześniej, przez trzy tygodnie, próbowałam zmierzyć się z okropnym przeziębieniem. W końcu wygrałam :)

W sobotę rano, dwudziestego dnia lutego, wdrapuję się na krzesło, żeby z najwyższej półki w szafie zdjąć moje cudowne, profesjonalne buty do biegania. Trochę tam poleżały, ale nadal się w świetnym stanie (prawie ich nie używałam). Wszędzie mówię, że bieganie jest najbardziej demokratycznym sportem na świecie - wystarczy założyć "trampki" i coś wygodnego i... po prostu wyjść pobiegać :) Jeśli te "trampki" są odpowiednio dobrane do rozmiaru i kształtu naszej stopy, a także nawierzchni, bo której mamy zamiar biegać, to tym lepiej i przyjemniej :) Uwielbiam moje buty do biegania - cała jestem zlana potem, a stopa jest SUCHA! To samo odnosi się do stroju - fajnie mieć specjalną koszulkę i spodnie z "oddychającego" materiału.

No więc jest sobotni poranek, wychodzę pobiegać. Pewnie większość trenerów by mnie zakrzyczała, ale od razu narzucam sobie postanowienie - będę biegać po godzinie, za jednym razem pokonując dystans ok. 10 kilometrów. Myślę, że inaczej trudno mi będzie w tak krótkim czasie przygotować się do półmaratonu. Biegnę, jest mglisto i wilgotno. Na ulicach prawie nie ma przechodniów w pewnym momencie mijam się z jakim innym porannym biegaczem, machamy sobie, jak miło :) Biegnę spokojnie, niespiesznie, dawno nie miałam TYLE czasu tylko dla siebie i swoich myśli. Czuję, że się wyciszam i znajduję odpowiedni rytm. Zawracam przy Wilanowie i wracam do domu przez willową Sadybę - wszędzie kałuże, trochę trudno jest tędy biec. Czuję, że napinają mi się mięśnie nóg, ale poza tym nic mnie nie boli, nie mam zadyszki. Jest lepiej niż myślałam, że będzie! Pierwszy godzinny bieg za mną, jeszcze chwila na rozciąganie i do domu, pod prysznic! DAŁAM RADĘ :)

Pozdrawiam
MamaTeżMoże

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz