czwartek, 4 marca 2010

Tydzień pierwszy. 23.,24.,25. i 26. lutego.

Mama, która chce biegać, a nie ma do pomocy sztabu babć, niań, opiekunek i innych "wpomagaczy", musi być jak najlepszy palmtop - doskonale zorganizowana. Po przeanalizowaniu mojego tygodnia pracy, doszłam do wniosku, że jedyny czas na bieganie mam pomiędzty odprowadzaniem córki do przedszkola, a pracą. Wygląda to tak: wychodzimy z domu ok. 7.40, biegniemy do przedszkola (ona siedzi w Baby Joggerze, ja jestem jego siłą napędową). Na miejscu jesteśmy po dziesięciu minutach, zostawiam córkę i wózek i zaczynam swój poranny bieg.

Jest cudnie :) Codziennie biegnę tą samą trasą, oglądam mijane domy, patrzę jak blisko jest już wiosna (coraz bliżej) i rozmyślam. Te cztery poranki w tygodniu (wt-pt) to jedyny czas, który jestem w stanie "wykroić" na bieganie. Pamiętam, że kiedy biegałam kilka lat temu, po treningu energia po prostu mnie rozsadzała, a teraz - po prostu chce mi się spać. Może to kwestia przyzwyczajenia organizmu?

Biega mi się bardzo dobrze, nic mnie nie boli, nie mam zadyszki. Staram się biegać na razie rekreacyjnie, bez większej szybkości. Bieganie dla biegania - medytacja w ruchu :) Biegnę i obmyślam różne strategie marketingowe, do głowy przychodzą mi ciekawe pomysły, chyba zacznę reklamować bieganie jako sposób na zanik kreatywności :)

Czasem spotykam jakiegoś biegacza, ale pewnie więcej jest ich w Łazienkach czy Kabatach, niż tu gdzie biegam.

Po biegu wskakuję do domu, biorę prysznic, jem śniadanie i do pracy. Udało się :)))

Pierwszy tydzień uważam za bardzo udany. I nawet w mżawce biega się świetnie :)

Do zobaczenia!
MamaTeżMoże

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz